Cudowny Medalik

Z racji Pierwszej Komunii świętej dzieci często otrzymują Cudowny Medalik. Ten sam medalik otrzymuje nowy rycerz w dniu przyjęcia do Rycerstwa Niepokalanej. Św. Maksymilian Kolbe uważał, że jest on zewnętrznym znakiem oddania się Niepokalanej. Medalik nazywany jest "cudownym", ponieważ dzięki niemu było wiele uzdrowień i nawróceń. Zwłaszcza głośne było nawrócenie w Rzymie Żyda Alfonsa Ratisboné. Medalik objawiła Matka Boża św. Katarzynie Labouré w 1830 r. Kościół to objawienie zatwierdził jako autentyczne.


Objawienie Cudownego Medalika jest jednym z najbardziej znanych w kościele katolickim zatwierdzonych przez Kościół.

Bardzo rzadko kwestionuje się autentyczność tego objawienia, ponieważ za jego prawdziwością przemawiają łaski, jakie Maryja zsyła nieustannie na tych, którzy noszą cudowny medalik.

Było to 27 listopada 1830 roku, w kaplicy przy ulicy Rue du Bac w Paryżu.

Maryja objawiła się prostej siostrze zakonnej, nowicjuszce Katarzynie Labouré. Osobie nic nieznaczącej. Sama Katarzyna tak relacjonuje to wydarzenie: O w pół do szóstej wieczorem, w czasie głębokiego milczenia (...) usłyszałam dźwięk, jakby szelest jedwabnej sukni, z balkonu koło obrazu św. Józefa.

Odwróciłam się w tym kierunku i zobaczyłam Najświętszą Pannę (...). Najświętsza Dziewica stała. Była wzrostu średniego, cała ubrana na biało. (...)

Jej twarz była odsłonięta (...) i tak piękna, że nie wydaje mi się możliwe, by jej zachwycające piękno można było opisać. Jej stopy spoczywały na białej kuli (...).

Był tam też wąż koloru zielonego z żółtymi plamkami. Ręce miała lekko wzniesione i trzymała w nich bardzo swobodnie złotą kulę, jak gdyby ofiarowując ją Bogu. Na szczycie kuli znajdował się mały, złoty krzyżyk. (...)

Nagle na Jej palcach zobaczyłam pierścienie (...). Każdy pierścień był wysadzany drogocennymi kamieniami. Większe kamienie rzucały większe promienie, a mniejsze kamienie - mniejsze promienie. (...) Maryja wyjaśniła jej: Ta kula (...) przedstawia cały świat (...) i każdego człowieka z osobna. (...)

Promienie to symbole łask, które ześlę tym, którzy o nie poproszą. (...) Te kamienie, z których promienie nie padają, to łaski, o które ludzie zapominają poprosić. (...)

Wokół Najświętszej Panny pojawił się napis ze złotych liter: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. (...)

Wtedy głos powiedział: Każ wybić według tego wzoru medalik. Wszyscy, którzy będą go nosić, otrzymają wielkie łaski. Niechaj noszą go na szyi.

Obfitość łask spłynie na tych, którzy będą go nosić z ufnością. W jednej chwili wydało mi się, że obraz się odwrócił. Zobaczyłam drugą stronę Medalika: litera "M" z krzyżem powyżej, niżej dwa serca, jedno otoczone koroną, a drugie przebite mieczem, wokół było dwanaście gwiazd.

Litera M oznacza Maryję pod krzyżem. Dwa serca oznaczają Najświętsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi.


Nawrócenie Alfonsa RatisbonÉ

Alfons Ratisbonné wzrastał w obojętności religijnej. Tak było dopóki jego brat Teodor nie przyjął chrztu w Kościele katolickim. Nie koniec na tym, po kilku latach, przyjął święcenia kapłańskie.

Od tej pory Alfons nienawidził Kościoła katolickiego i walczył z nim. Do Rzymu przybył przypadkowo. Nie był on celem jego podróży. Nie robił na nim zbyt wielkiego wrażenia.

Spotkał tam przyjaciela z dzieciństwa, Gustawa de Bussiéres, młodszego brata barona Teodora de Bussiéres, który wcześniej przeszedł z protestantyzmu na katolicyzm.

Teodor był nie tylko imiennikiem brata Alfonsa, ale i jego bliskim przyjacielem. I już samo to wystarczyło, żeby wywołać w Alfonsie głęboką antypatię.

Na zakończenie spotkania jednak Alfons wziął od barona nie tylko adres brata, ale i cudowny medalik z wizerunkiem Matki Bożej. Teodor de Bussiéres zaproponował mu odmawianie modlitwy św. Bernarda.

20 stycznia Ratisbonné towarzyszył baronowi w drodze do rzymskiego kościoła San Andrea delle Fratte. aby załatwić formalności związane z pogrzebem swego znajomego hrabiego de La Ferronays.

Kilka dni przed jego śmiercią poprosił go o modlitwę w intencji nawrócenia się Alfonsa. Ratisbonné zdecydował się wejść do świątyni.

Tak sam opisał swoje nawrócenie:

"Gdyby w tym momencie (było południe) ktoś trzeci był do mnie przystąpił i powiedział: Alfonsie, za kwadrans będziesz uwielbiać Chrystusa, twego Pana i Zbawiciela i w nędznym kościele klęczeć na kolanach, będziesz u stóp kapłana bić się w piersi, w klasztorze jezuitów będziesz spędzał karnawał, przygotowując się do chrztu, gotowy oddać swoje życie za wiarę katolicką, i wyrzekniesz się świata, jego przepychu i radości, swego majątku, perspektyw, przyszłości i jeśli to jest konieczne, wyrzekniesz się także swojej narzeczonej, miłości swojej rodziny, poważania przyjaciół, sympatii Żydów i nie będziesz sobie niczego więcej życzył, jak tylko służyć Jezusowi Chrystusowi i nieść Jego Krzyż aż do śmierci!... Mówię, gdyby jakiś prorok zrobił mi taką przepowiednię, nie uważałbym żadnego człowieka za bardziej szalonego od niego".

Tak opisuje dalszy przebieg wydarzenia:

"Gdym przechodził przez kościół i doszedł do miejsca przygotowań pogrzebowych. Nagle uczułem niepokój i ujrzałem przed sobą jakoby zasłonę; zdawało mi się, że w całym kościele zapanowała ciemność z wyjątkiem jednej kaplicy, jak gdyby całe światło tam się zebrało.

Zwróciłem oczy ku kaplicy, promieniującej wielkim światłem i ujrzałem w niej na ołtarzu stojącą żywą, wielką, majestatyczną, piękną, pełną miłosierdzia Najświętszą Dziewicę Maryję podobną w ułożeniu do wizerunku, który się znajduje na Cudownym Medaliku Niepokalanej.

Na ten widok padłem na kolana w miejscu, gdzie stałem, następnie kilka razy starałem się wznieść oczy ku Najświętszej Dziewicy, ale uszanowanie i blask zmusił mnie do opuszczenia wzroku, co jednak nie przeszkadzało jasności zjawienia.

Utkwiłem wzrok w Jej rękach i widziałem w nich wyraz przebaczenia i miłosierdzia. W obecności Najświętszej Dziewicy, chociaż nie rzekła mi Ona ani słowa, pojąłem okropność stanu, w jakim się znajdowałem, obrzydliwość grzechu, piękność religii katolickiej, jednym słowem pojąłem wszystko.

Gdy de Bussiéres powrócił, znalazł mnie klęczącego z głową opartą o balustradę kaplicy, gdzie okazała się Najświętsza Dziewica, zalanego łzami.

Nie mogę zdać sobie sprawy, w jaki sposób upadłszy na kolana z drugiej strony nawy, mimo katafalku, który stał na drodze do kaplicy, doszedłem do jej balustrady.

Muszę dodać, że uczuciem, które towarzyszyło mym łzom, była wdzięczność ku Maryi i współczucie dla rodziny, pogrzebanej w ciemnościach judaizmu, dla heretyków, dla grzeszników. Teodor de Bussiéres mnie podniósł; rzekłem mu wtedy z płaczem:

O, ile ten pan modlił się za mnie! - myśląc o zmarłym p. Laferronays.

Zapytywał mnie kilka razy, lecz ze wzruszenia nie mogłem dać odpowiedzi.

Wówczas wziął mnie pod ramię, wyprowadził z kościoła do dorożki i dopomógł wsiąść; spytał mnie potem, gdzie ma mnie powieźć; odpowiedziałem na to: Niech mnie pan wiezie, gdzie chce, po tym, co widziałem, jestem posłuszny. Lecz co pan widział? - zapytał.

Nie mogę tego panu opowiedzieć, proszę mnie poprowadzić do spowiednika, a jemu na klęczkach opowiem.

Zawiózł mnie, więc do kościoła al Gesù do o. Villeforta, jezuity, któremu w obecności Teodora de Bussiéres opowiedziałem, co się stało".

Alfons próbował wytłumaczyć, co tak naprawdę wydarzyło się w jego duszy.

"Przy wchodzeniu do kościoła niczego nie wiedziałem, a przy wyjściu wszystko jasno widziałem. (...)Sądzę, że będzie zgodne z prawdą, jeśli powiem, że nie miałem żadnej znajomości litery dogmatów, ale ich ducha przeczuwałem.

Bardziej przeczuwałem te rzeczy, niż je widziałem, a wyczuwałem je dzięki niewysłowionemu działaniu, jakie na mnie wywierały.

Wszystko odgrywało się w moim wnętrzu i te wrażenia, szybsze niż myśli, tysiąc razy głębsze od każdej refleksji, nie tylko wzburzyły moją duszę, lecz jakby odwróciły ją i nastawiły na nowy kierunek, na inny cel i nowe życie".

Jedynym wytłumaczeniem była obietnica Maryi: "Ci, którzy będą nosić medalik na szyi, otrzymają wiele łask".

31 stycznia 1842 r., w jedenaście dni po objawieniu, w rzymskim kościele pod wezwaniem Imienia Jezus, Alfons Ratisbonné przyjął chrzest, na którym przybrał dodatkowo imię "Maria" na pamiątkę Maryi Niepokalanie Poczętej z Cudownego Medalika.


Świadectwa

8 lutego 2008

Dziękuję Niepokalanej za zmianę mojego życia. Wszystko układało się nie tak, jak trzeba. Kłóciliśmy się z mężem, co powodowało, że oddaliśmy się od siebie. Nie łączyło nas prawie nic.

On coraz częściej sięgał do kieliszka. Ja przestałam dbać o siebie i dom, nie zależało mi na niczym. Nie pracowałam.

W moim mniemaniu byłam nikomu niepotrzebnym darmozjadem. Żałowałam, że wyszłam za mąż, a mąż, że się ze mną ożenił. To, że wiara nie pozwala na rozwód, pewnie uratowało nasze małżeństwo.

W chwili największego załamania i niewiary w możliwość zmiany czegokolwiek, oddałam się w opiekę Jezusowi i Maryi. Powierzyłam Im swoje życie.

Powiedziałam, żeby robili, co chcą. Co zmienią, ja to przyjmę. Jak mam pracować, to niech dostanę pracę, jak nie, to nie. Jak mam się rozwieść, to niech tak będzie, a jak mamy razem żyć, to niech pomogą.

Jednym słowem, zdałam się na Ich łaskę. Sama nie miałam siły dźwigać ciężaru tych problemów.

Założyłam przypadkowo Cudowny medalik. Po tym akcie przyznania się do swej słabości i oddania wszystkiego Bogu, poczułam opiekę Jezusa. Spadł mi z serca ciężar.

Moje życie bardzo się zmieniło. Powoli zaczęliśmy prostować swoje relacje z mężem, który okazał się doskonałym ojcem, bo Maryja dała nam długo oczekiwane dziecko.

Będąc w ciąży obiecałam, ze podziękuję na łamach "Rycerza" za dar macierzyństwa. Znalazłam też dobrze płatna pracę. Wierzę, ze gdyby nie pomoc Maryi i moje zawierzenie się Jej, moje życie wyglądałoby teraz inaczej.

Iza

Nowy Targ, 3 marca 2008

Chcę powiedzieć, jaka jest siła Cudownego Medalika. Jakiś czas temu moja synowa zbłądziła. Mimo, ze miała dzieci i dobrego męża, zaczęła spotykać się z innym mężczyzną.

Syn był bliski obłędu, chciał popełnić samobójstwo. Dowiedziawszy się o tym, założyłam synowi oraz synowej Cudowne Medaliki i powiedziałam: "Ufajcie, nie zdejmujcie tych medalików".

Sama błagała z płaczem: "Matko, ratuj, wszystko składam w Twoje ręce". W krótkim czasie synowa się opamiętała, syn jej przebaczył. Teraz jest dobrze. Cudowne Medaliki nosi cała moja rodzina.

Babcia Maria

N. N., lipiec 2009

Mam 22 lata i jestem studentką. Pochodzę z małej wioski. Moi rodzice są ludźmi głęboko wierzącymi dlatego starali się wychować mnie na dobrą chrześcijankę.

Jednak już od dłuższego czasu miałam problem z wiarą i już w liceum chodziłam do kościoła pod presją rodziców, aby ich nie zasmucać. Nie miałam bowiem odwagi, by przyznać się, że wiele kwestii wiary budzi moje wątpliwości.

Wszystko zmieniło się, gdy rozpoczęłam studia. Powoli dorosłam do decyzji, by powiedzieć rodzicom, że nie chcę mieć nic wspólnego z Bogiem i że zamierzam sama układać swoje życie według własnych priorytetów.

W obecne wakacje, na prośbę moich rodziców, by pójść z nimi na niedzielną Eucharystię, zdobyłam się na odwagę i powiedziałam wszystko, co myślałam na temat wiary.

Mama, choć nie była zadowolona, stwierdziła, że uszanuje moją decyzję, zaś tata przyjął tę wiadomość z wielkim bólem, którego nie omieszkał mi ukazać. Po kilku dniach rano, przed pójściem w pole, tata zdjął z szyi swój łańcuszek z Cudownym Medalikiem i poprosił mnie, bym go założyła i przynajmniej do końca wakacji nosiła.

Z początku opierałam się, ale zdałam sobie sprawę, że nie było sensu wszczynać kłótni rodzinnej i postanowiłam jak grzeczna córeczka wypełnić wolę taty. Minęły trzy dni. Było prawie południe i zbierało się na burzę.

Zeszliśmy z pola, by skryć się w szopie. Wyszłam, żeby zobaczyć, jak pada, a przy okazji postanowiłam napisać SMS-a do przyjaciółki. Nie pamiętam, co się stało, gdyż nagle poczułam straszny ból, który zdawało się, że rozrywał moje wnętrzności.

Gdy się obudziłam, wszystko mnie bolało, nade mną stał tata i doktor. Okazało się, że strzelił we mnie piorun, ale ku zdziwieniu wszystkich, nic mi się nie stało. Wiedziałam, że Maryja dała mi drugą szansę, abym żyła według Bożych przykazań, a nie swoich upodobań.

Mimo silnego wyładowania nic mi się nie stało, nie byłam nawet poparzona, jedynie przez prawie 20 minut byłam nieprzytomna. Piorun trafi ł w środek Cudownego Medalika, który wisiał obok mojego serca. Medalik pękł, ale to on uratował mi życie, a raczej dobroć Niepokalanej i ufna modlitwa rodziców.

Anita K.


Praca magisterska o Cudownym Medaliku

Praca magisterska "Cudowny Medalik jako forma kultu maryjnego w perspektywie pastoralnej tradycji Kościoła w Polsce".

Powstała niedawno praca magisterska ukazuje pod wieloma aspektami zagadnienia związane z Cudownym Medalikiem i czcią oddawaną Maryi w tym znaku.

POBIERZ PLIK