Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach
Łukasz N Autor: Łukasz N
Data: 15.10.2022

Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach

Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach - lubię co jakiś czas odwiedzać to miejsce. Ma w sobie coś, co mnie tam ciągnie, może dlatego, że moje życie jest pełne bólu, a tam łączę swój ból z Maryją.

I tak też było pewnego roku - daty dokładnie nie pamiętam, lecz pamiętam doświadczenia związane z podróżą do tego sanktuarium. Namówiłem swoich znajomych na podróż samochodem w to miejsce. Autokar jedzie około 4 godzin z mojej miejscowości, wiec auto pojedzie trochę szybciej, pomyślałem. Moje życzenia, ah...

Znajomi spóźnili się około godziny czasu. Myślę: super się zaczyna. Po drodze postanowiliśmy, że zabierzemy naszą znajomą. Okazało się, że znajoma wybiera się do domu opieki nad osobami starszymi, zapraszając nas, potem mogliśmy jechać dalej. Zaczęły się małe schody, kierowca źle wybrał trasę i pojechaliśmy około 50 km w przeciwnym kierunku, czas uciekał. Obliczając czas stwierdziliśmy, że po drodze trzeba pójść na Mszę świętą, bo jeszcze nikt z nas nie był na Mszy tego dnia. Po Mszy świętej wyruszyliśmy dalej w podróż. Zaczęliśmy błądzić, nawigacja źle nas prowadziła. W końcu znajoma zadzwoniła do koleżanki, która - przez telefon - doprowadziła nas do celu.

Na miejsce dotarliśmy około 21, jadąc od 12 godziny. Z trzech godzin zrobiło się 9 godzin. Jednak namówiłem znajomych, żeby wejść zobaczyć ogród i drogę krzyżową w tym sanktuarium. Obchodząc klasztor dokoła, napotkaliśmy czterech mężczyzn, pijących kawę, przy klasztorze. Opowiedzieliśmy całą historię, która nas spotkała, nie wiedząc, że to byli opiekunowie sanktuarium, ubrani po cywilnemu. Nagle jeden z braci zaproponował, że specjalnie dla nas otworzą klasztor. My, oczywiście w wielkim szoku: Jak to, dla nas czterech otwieracie klasztor? Weszliśmy do środka, odsłonięto figurkę Maryi z martwym Jezusem na kolanach. Otwarcie było oczywiście uroczyste, tak jak przyjmują wszystkich pielgrzymów. Mieliśmy dosłownie 15 minut na modlitwę, a w duszy usłyszałem: "Bardziej mi ufaj, Łukaszu".

Tego wyjazdu nie zapomnę do końca życia. Oczywiście powrót trwał już tylko trzy i pół godziny, bo zaufaliśmy Maryi.

Komentarze

Dodaj komentarz

Captcha image